Czerwiec to dla mnie istotny miesiąc, jeśli chodzi o hobby,
taki mocno nostalgiczny. A że zebrało się trochę tematów i przemyśleń,
postanowiłem nabazgrać taką notkę. Nie upływa żaden znaczący jubileusz grania w
RPG (te w sumie łączą się z umownym rokiem publikacji OD&D), ale mamy 2020
r., więc warto wrzucić jakieś pozytywy w obliczu tego co się obecnie dzieje.
Właśnie w czerwcu dowiedziałem się czym jest RPG. Naprawdę
nie spodziewałem się, że wakacyjny wyjazd na obóz surwiwalowy będzie kluczowym
dla mnie wydarzeniem. W jego trakcie jedna z niewielkich grupek w czasie
codziennego łażenia po górach opowiadała sobie historie. Dopytałem więc o co
chodzi i miałem okazję zagrać swoje pierwsze sesje. Bez kości i podręczników (w
marszu ciężko byłoby rzucać kostkami, więc było wybieranie liczby z zakresu, MG
przed „testem” decydował które odznaczają, że się udało, nie pamiętam już
dokładnie jak to działało, od tego czasu minęło w końcu 16 lat), bez stołu, za
to w pięknych okolicznościach przyrody. Nie pamiętam już w ogóle o co w tamtych
sesjach chodziło. Szczerze mówiąc, kupiło mnie raczej to, że hobby wiązało się
z „ładnymi książkami”. Po powrocie z obozu, jeszcze zanim wróciłem do domu,
namówiłem rodziców na zakup pierwszego podręcznika (dostałem pieniądze od
rodziny na wyjazd, domyślnie na jakieś smakołyki, ale byliśmy tak bardzo
pośrodku niczego, że nie było jak tego wydać). Pojechaliśmy do Bellony,
księgarni z całym piętrem, przez jakiś czas górnym, potem w piwnicy,
poświęconym bitewniakom i erpegom. Na stanie akurat nie mieli Podręcznika Gracza
do D&D 3.0, mieli za to Księgę Potworów. W domu wertowałem ją i chłonąłem
opisy bestii, mimo że część mechaniczna niewiele mi mówiła. Niedługo później
kupiłem pozostałe dwa elementy „Świętej Trójcy”.
Kilka dni temu na fandomowych stronach na FB ludzie
dyskutowali na temat tego, kto kupuje podręczniki. Króluje opinia, że zwykle
robią to MG, którzy potem wprowadzają graczy do systemów. Wśród moich znajomych
raczej tak jest. Pojawił się też pomysł, że są ludzie, którzy kupują
podręczniki, żeby powiększać kolekcję. Na pewno należę do tej grupy, co nie
powinno dziwić, skoro pierwszą rzeczą, która ściągnęła mnie do hobby były „ładne
książki”. Kupuję ich raczej sporo, ale muszę przyznać, że gdybym teraz budował
swoją kolekcję od nowa, to część podręczników już by się w niej nie znalazła
(chociaż nie oznacza to, że chcę je sprzedać). Był taki czas, kiedy kupowałem
na allegro losowe podręczniki (takie jak pierdycja Warhammera, pierwsza edycja
Earthdawn czy zbiór podręczników do LotR RPG). Teraz próbuję robić to
rozważniej, ale próbuję to słowo klucz. Kupuję głównie podręczniki do systemów,
w które aktywnie gram albo które mnie zainteresowały i trzymały to
zainteresowanie przez dłuższy czas.
A jeśli już o podręcznikach mowa, przypomniały mi się stare
notki dotyczące rynku RPG i technologii. Przewidywałem, że D&D przeniesie
się całkowicie w sieć, a White Wolf będzie wydawał podręczniki w fizycznej
postaci. Zupełne pudła. WotC z piątą edycją prowadzi zupełnie inną politykę
wydawniczą, podręczniki nie wychodzą tak często, ale to powoduje, że po mniej
więcej sześciu latach od premiery tej edycji wciąż nie czuję nią przesytu i nie
mam wrażenia, żeby podręczniki wypychane były na siłę. Za to White Wolf z tego co
pamiętam podzielił się tak, że część praw, razem z marką została kupiona przez
Paradox (i oni wydają drukowane podręczniki), natomiast nWoD, w nowej iteracji
CoD i podręczniki z okazji dwudziestoleci poszczególnych linii wydawniczej
starego świata mroku wychodzi elektronicznie z opcją druku na żądanie. Czyli
jest zupełnie odwrotnie niż zakładałem.
Przez 11 lat od notki dotyczącej rynku RPG w Polsce zmieniło
się w zasadzie wszystko. Po wielu latach posuchy mamy teraz naprawdę urodzaj. Crowdfunding
sprawił, że o wiele więcej systemów się u nas pojawiło i pojawi, praktycznie w
każdym miesiącu jest jakaś zbiórka. Daje to szanse pojedynczym ludziom, małym
wydawnictwo, ale także dużym wydawnictwom pierwotnie związanym z innymi
rynkami. Noobirus co jakiś czas proponuje swoje kreacje, które wydaje we
współpracy z wydawnictwem Hengal (wciąż czekam na skończenie prac nad dodatkiem
do Agonii, żeby dostać fizyczne wersje tego co złapałem na zbiórce), Ramel
łapie nowe licencje, a o ogromnym sukcesie Zewu Cthulhu nie muszę się
rozpisywać. Wiele z tych zbiórek wspieram dlatego, że chcę dorzucić swoją cegiełkę
do rozwoju hobby, nawet jeśli mam już daną grę w oryginale (jak jest z Blades
in the Dark). Czasami kupuję polską wersję systemu, żeby wesprzeć rynek, bo sama
gra nie zainteresowała mnie na tyle, żeby kupić podręcznik w oryginale (jak
Wampir), ale może mi się spodoba. Naprawdę cieszy mnie różnorodność gier, które
u nas wychodzą. To już nie tylko D&D i Warhammer (chociaż oba na szczęście
też są!), to właśnie Ostrza w Mroku, Potwór Tygodnia, Agonia czy Obcy. Trzymam
kciuki, żeby było tylko lepiej. Może kiedyś będę miał też pomysł na tyle dobry,
żeby zderzyć go z rynkową rzeczywistością, ale z różnych przyczyn nie czuję się
z tym na razie zbyt pewnie.
Koniec czerwca był też przez 10 lat okresem wyczekiwania na
wyjazd na obóz RPG organizowany przez BT Orion. Poznałem tam wspaniałych,
różnorodnych ludzi, zawiązałem bardzo mocne i bardzo ważne dla mnie przyjaźnie,
które zdecydowanie wyszły poza te 2 tygodnie w roku (albo 4 jak akurat jechałem
na dwa turnusy). To praktycznie zawsze była najważniejsza część moich wakacji.
Z jednej strony mam ochotę pisać tę nostalgiczną notkę
dalej, z drugiej wydaje mi się, że lepiej, żebym już skończył, bo wystarczająco
dużo tej nostalgii się ze mnie ulało. Dlatego, przynajmniej na razie, oszczędzę
wszystkim czytania o „fazach” na systemy i innych rzeczach, których opisanie rozważałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz