czwartek, 31 grudnia 2009

Dorzucone do góry skarbów #2: Grudzień 2009

W ostatnim dniu anno domini 2009 chciałbym życzyć wam wszystkiego najlepszego w roku z numerkiem 2010. W tym miesiącu na zdjęciach nie ma podpisów, ale raczej dość łatwo się rozeznać, który podręcznik jest który. Przechodząc więc do sedna:  

 

1.Promethean: The Created -  Zaraz za wilkołakiem jest to mój ulubiony setting. Szkoda, że linia jest już zamknięta. Gra istotami, których celem jest zostanie człowiekiem, których sama obecność wywołuje u ludzi nienawiść i sprawia, że sama natura się buntuje. Moim zdaniem Promyk idealnie nadaje się na sesje 1vs1. Mam nadzieję, że w nadchodzącym roku uda mi się go poprowadzić

2. Oczyma Duszy – Ciekawe, no i to jeden z niewielu podręczników do nWoDu, które ukazały się w języku polskim. Daje on masę opcji mechanicznych i fabularnych do stworzenia ciekawych bohaterów niezależnych i postaci graczy. Dostajemy wiele różnych rodzajów mocy (od telepatii i OBE po piromancję). Nie wiem jak w wersji angielskiej, jednak polska wersja wygląda dość solidnie i przyjemnie się ją czyta.

3. Sroll of Heores – Dodatek do Exalted dający więcej opcji grającym heroicznym śmiertelnikom, różnym odmianom ludzi (tzn. takich, których łączą konkretne mutacje i przynależność kulturowa) oraz bogokrwistym. Exalted doczekał się wad i zalet (moim zdaniem są zbędne, ale co kto lubi). Komiksy jak zwykle niezbyt ładne, ale to oczywiście kwestia gustu.

4. Scion: God – Nie wczytywałem się jeszcze w ten podręcznik, ale to co czytałem wywołało okrzyk „woah!”. Na tym „poziomie” boskości Potomkowie mogą rzucać wszędzie w zasięgu wzroku, podnosić tankowce i rzucać wrogami w księżyc. No i stają się oficjalną częścią jednego z panteonów.

 

5. Dragon Warriors – Wznowienie klasycznej brytyjskiej gry RPG. Dostajemy do łapek kilka klas (takich jak rycerz, barbarzyńca, czarnoksiężnik, czarownik czy zabójca), standardowo gra się ludźmi. Mechanika jest stosunkowo prosta.

6. Dragon Warriors: Bestiary – Kolejny podręcznik, który tylko przejrzałem. Zapowiada się ciekawie, ale to „bestiariusz jak bestiariusz”. Spis potworów to spis potworów i niczego więcej się po tej pozycji nie spodziewam.

7. Pathfinder RPG – Już ze względu na samą estetykę podręcznika mogę polecić Pathfindera każdemu.  „Pierwsze wrażenia” związane z tą grą są na ukończeniu, więc na razie nie zdradzę nic więcej.

 

8. Wolsung: Magia Wieku Pary – Wstyd się przyznać, ale nie przeczytałem jeszcze tego podręcznika. Nie jestem zbyt wielkim fanem steampunka, ale zobaczymy ile uda mi się z tej gry wycisnąć. Podoba mi się zestawienie książek, filmów i gier mających stanowić pomoc i przedsmak klimatu gry.

9. Oko Yrrhedesa – Nareszcie udało mi się zdobyć tę grę na allegro. Prościutkie zasady, no i pióro Sapkowskiego. Moja wersja jest którąś z kolei edycją, w której inni autorzy pododawali fragmenty, by umożliwić postaciom graczy rozwój. Niestety w tych dopisanych fragmentach widać już tendencję do power creepu. Jeśli ktoś będzie miał okazję zakupić, polecam. Bardzo dobrze się czyta.

10. Monastyr: Podręcznik Gracza – Znowu, tylko przejrzałem, a nie przeczytałem . Wygląda ciekawie, no i daje dodatkowe opcje postaciom graczy, a to zawsze jest w cenie. Zwłaszcza w takiej grze jak Monastyr.

niedziela, 27 grudnia 2009

Wieści z Zapisków

Mam kilka mniej lub bardziej ciekawych wieści związanych z moją pracą (którą z braku lepszego słowa nazwijmy) twórczą. Jako, że nie za bardzo mam dziś wenę na wstęp, przejdę od razu do konkretów.

 

1.       Kuźnia Behira zostaje oficjalnie zamknięta.

Cóż, w gimnazjum bardzo chciałem mieć własny portal. Uważałem, że zarządzanie nim to łatwizna. Myślałem także, że użytkownicy przyjdą sami i będą tworzyli fajną społeczność. Właściwie już po miesiącu wiedziałem, że nic z tego nie będzie, ale strona sobie wisiała.

Potem do pomocy zgłosiło się kilka osób, ale na dobrą sprawę nikt nic nie robił. Dlatego właściwie bez żalu usuwam to świadectwo mojej niekompetencji.

 

2.       Wreszcie skończyłem Prostek6

Tak, pewnie nikt nawet nie wiedział, że piszę „mechanikę, która ma nie przeszkadzać”. Pomysł narodził się w wakacje, ale jakoś wtedy nie wyszedł poza fazę notatek w zeszycie. Do projektu miałem ochotę wrócić po przeczytaniu tej notki. Ostatecznie zacząłem przepisywać całość na komputer w piątego grudnia, chciałem się wyrobić na mikołajki, ale nie wyszło. Przez magię projekt utknął na dość długi czas (zważywszy na objętość). Dzisiaj wreszcie skończyłem. Dokument liczy sobie osiem stron razem z okładką (a więc zaledwie siedem stron tekstu).

 

3.       Coś z Kuźni zostanie w internecie.

Specjalnie z okazji zakończenia „prac” nad Prostymk6 zakładam Chomika oraz widget stworzony do pobierania plików z bloga. Oprócz wcześniej wspomnianej mechaniki znaleźć tam będzie można moje gierki nibykonkursowe oraz mod do Ultimate Gobbo Killer. Z czasem pewnie znajdzie się tam więcej mojej "twórczości". Szkoda tylko, że nie za bardzo jestem w stanie ten widet z boxa ogarnąć.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

The Shadow of Yesterday: Qek


Jakiś czas temu Darken obdarzył mnie zaufaniem i podesłał trzy kolejne tłumaczenia settingów do zrecenzowania. Niestety lenistwo i sporo rzeczy na głowie sprawiło, że o całej sprawie zapomniałem. Co jeszcze dziwniejsze, dwa z plików (w formie pliku tekstowego jeszcze przed składem) zniknęły z mojego komputera i nie mogę zlokalizować maila, w którym je miałem. Dlatego też zaraz na wstępie chciałbym przeprosić Darkena za moją opieszałość.
Qek jest trzecim z kolei settingiem do TSoY przetłumaczonym na język polski. Tak jak pozostałe jest dość krótki (dziewięć stron łącznie z tytułową) i zawiera tylko to, co lud Qek wyróżnia spośród reszty nacji zamieszkujących świat Near. Książeczka wygląda dość schludnie, chociaż zauważyłem jeden dziwny błąd, mianowicie : „Może potem ono przyłączyć się z powrotem po prostu dotykając ciała i chcąc do niego powrócić, jednakże wrodzy walozi chcieć wykorzystać tę sytuację”. Bez większych problemów można zrozumieć o co w chodzi, ale zabrakło orzeczenia w drugim zdaniu. Ogólnie pod względem składu i estetyki wykonania nie mam podręcznikowi nic do zarzucenia.
Jak zwykle najwięcej miejsca zostało poświęcone temu, co wyróżnia mieszkańców tej krainy. W tym przypadku jest to szamanizm i animistyczna religia ludu Qek. Walozi (bowiem tak nazywa się szamanów) potrafią kontaktować się z trzema rodzajami duchów: roho, czyli duszami żywych istot (roślin, zwierząt i ludzi), sasha, duchami, o których żyjący wciąż pamiętają, i których czyny sławione są w pieśniach oraz zamani, dawno zapomnianymi duszami, które przebudzone pragną niszczyć i wreszcie ułożyć się do snu. Kontakt z roho i sasha uznawany jest za białą magię, lecz wywoływanie martwych duchów uważane jest za nekromancję, a czarnych magów czeka ostracyzm społeczny. To właśnie duchowości Qek poświęcona jest większość nowych zasad, kluczy i sekretów.
Dla samych Qek istotna jest rodzina, ta najbliższa. Nie znają pojęcia posiadania ziemi ani władcy. Nie mają poszanowania dla szlachetnych kamieni (robią broń z diamentów, gdyż jest niesłychanie twarda).  Lud ten najbardziej kojarzy się z wymieszaniem wierzeń ludów Syberii z wyglądem (częściowo) i kulturą Indian Południowej Ameryki.
Ocena ogólna: 7/10. Zdecydowanie najfajniejszy setting do TSoY, jaki do tej pory widziałem. Szkoda tylko, że taki krótki.

niedziela, 13 grudnia 2009

Karnawał Blogowy #6: Śmierć w RPG


Muszę przyznać, że szósta edycja Karnawału zabiła mi sporego ćwieka. Ta próba napisania notki jest już którąś z kolei. Tym razem nie podzieli losu poprzedniczek i nie zniknie trafiona magicznymi klawiszami Carl+alt+del. Wiele osób pisało już o śmierci postaci, ktoś wspomniał o ostatnich słowach, inni o bezsensie bezcelowego mechanicznego zabijania bohaterów „bo tak wypadło na kostce”. Neurocide napisał o umieraniu gier. A ja postanowiłem dodać coś na temat samego motywu śmierci.

Zacząć należy od wizerunku jaki zwykle posiada śmierć, a właściwie Śmierć. Wydaje mi się, że w większości krajów europejskich Śmierć zwykle przedstawiana jest jako mężczyzna, szkielet z kosą. Ponury Żniwiarz. Wyjątkiem jest wizerunek typowy dla Polski i Portugalii, gdzie Śmierć jest rodzaju żeńskiego. Może się wydawać, że płeć nie ma tu żadnego znaczenia, bo i tak zwykle widzimy szkielet z kosą i tyle.

Ale w RPG, zwłaszcza w fantasy można skorzystać ze zmienionego, nietypowego wizerunku. Już od wakacji chciałem poprowadzić sesję, w trakcie której jeden z graczy (ten, który najwcześniej zostałby sprowadzony do stanu, w którym byłby prawie martwy) dostąpiłby spotkania ze Śmiercią twarzą w twarz. Ale nie tym paskudnym, wyszczerzonym szkieletem. Kobietą o wyjątkowo jasnej cerze, długich czarnych włosach sięgających kostek, naturalnie czarnych paznokciach, ciemnozielonych oczach i ustach koloru krwi. Oczywiście ubraną w długą, białą suknię. W ręku dzierżącą nieodzowny atrybut, czyli kosę. Tyle, że tym razem Śmierć nie przyszła zabrać postaci ze sobą. Przyszła zaoferować życie. A także możliwość zostania rycerzem w jej służbie i przysparzania większej chwały jej imieniu. Ot taki wybór dla gracza. Przejście na drugą stronę lub życie jako wysłannik Śmierci.

Można też kombinować od innej strony. Na forum WotC możemy znaleźć sporo informacji odnośnie czwarto edycyjnych revenantów. Jak myślicie, jak zareagowałaby reszta, gdyby sesja rozpoczęła się od pogrzebu jednej z postaci? To motyw naprawdę wart wykorzystania, a powrót bohatera z krainy zmarłych i jego wewnętrzna przemiana oraz zmiana stosunków z resztą postaci może napędzać niejedną sesję.

Celowo nie wspomniałem nic na temat gier, w których z definicji gra się wampirami, duchami, czy resztą tego tatałajstwa. W tego typu systemach temat ten albo jest wystarczająco dobrze wyeksponowany albo grający bardzo szybko sami dopisali potrzebny materiał.

***

Jako, że tym razem notka wyszła naprawdę bardzo krótka, postanowiłem dodać dwa punkty na temat śmierci na moich sesjach. Ot, dla rozluźnienia, bo długie grudniowe wieczory potrafią dać się we znaki.

1. Śmierć postaci na moich sesjach

Od tego tematu chciałbym zacząć drugą część notki, gdyż właściwie niewiele jest tu do napisania. Sądzę, że jestem uczciwym MG i nawet jeśli mam przed sobą ekran, służy on do zakrycia szczątkowych notatek, czasem innych elementów lub jedzenia schowanego przed graczami (doświadczenie nauczyło mnie, że kiedy mówię, gracze jedzą szybciej), a nie do ukrycia przed resztą grających wyników na kostkach. Jestem wielkim fanem jawnych rzutów, ale także przynajmniej trochę heroicznej konwencji. Dlatego w każdej grze, która owej konwencji sprzyja, a nie ma odpowiadających temu zasad, dodaję Punkty Przeznaczenia, które mają ratować graczy w sytuacjach losowych (ale nie przez skokiem z trzydziestu metrów bez wcześniejszego sprawdzenia czy jest możliwość przeżycia lub walką pomiędzy dwiema postaciami). Żeby nie robić zbytniego zamieszania, każdy bohater dostaje jeden taki punkt .

Jest to powodem małej śmiertelności postaci. Przez cały czas, który prowadzę, na moich sesjach zginęły dwie postacie. Na wszelki wypadek założyłem zeszyt „Zgony na sesjach” (jakkolwiek głupio by to nie brzmiało), w którym przy każdej śmierci są następujące pola: imię postaci, gracz, system oraz sytuacja. Co dziwne, w obu przypadkach brakującym elementem jest imię postaci. Po zgonie pierwszego bohatera gracz wytarł kartę postaci gumką, by stworzyć kolejnego i ciężko było rozszyfrować te zapiski, metodą prób i błędów doszedłem do prawdopodobnego miana bohatera: Kitsuki. Natomiast w drugim przypadku gracz zabrał kartę postaci i nie mając jej w swoich zbiorach nie wiem jak ów bohater się nazywał. Przytoczę cytaty tyczące obu zgonów, oczywiście sekcję sytuacja.

„Kitsuki, pokonany w kilku pojedynkach pragnie osiągnąć wreszcie jakieś zwycięstwo. Wyzywa więc postać innego gracza (Kaiu Onokabe) sądząc, że cieśla okaże się być gorszym szermierzem. Zawiódł się jednak srodze, a do niewyleczonej rany na piersi dołączyła druga, tym razem śmiertelna.”

Tutaj widać, że to nie moja wina. Prowadziłem wtedy jakąś oficjalną przygodę do Legendy i reszta graczy (cieśla i shugenja) swoje pojedynki wygrała. Szczęśliwie, ale jednak. W przypadku walki gracz versus gracz nie interweniuję, więc pojedynek „do pierwszej krwi” skończył się tak, jak się skończył.

„Po uwolnieniu dowódcy garnizonu, odnalezieniu Kamienia Zasłony, zdobyciu jednego z nieprzyjacielskich okrętów i zniszczeniu reszty z nich doszło do powietrznej walki z przywódcą najeźdźców, mrocznym elfem Talerianem. Po kilku rundach walki magicznej Talerian trafił wzmocnionym Boltem w pierś elfiego maga, zadając mu dotkliwe rany, powodujące ostatecznie śmierć z wykrwawienia”

A ta śmierć była dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyż zdarzyła się w SWEX. Prosta przygoda, upakowana akcją, chciałem ją efektownie zakończyć podniebnym pojedynkiem magów dosiadających wywern. Jednak pech chciał, że Talerian miał spore szczęście przy rzutach i zadał masę ran postaci gracza. Nawet zredukowanych do trzech i nieprzytomności nie udało się wysoakować, potem kolejne rzuty w tabelkach i w efekcie śmierć. Gracz był tak samo zdziwiony jak ja.

2. Śmierć moich postaci

Tutaj jeszcze większa niespodzianka. Przez tyle lat gry, zginęła dopiero jedna moja postać. Jest to o tyle zabawne, że jestem graczem aktywnym i pomijając niektóre postacie, dość ochoczo angażującym się w konflikty na sesji. Postać, która zginęła, była do Warhammera. Przez większość kampanii nosiła zalążki mutacji (guzki w okolicach łopatek), ale nie dzieliła się tą informacją z resztą drużyny. Dopiero na przedostatniej sesji w trakcie obrony zamku rycerz chaosu wyzwolił pełną moc mutacji i moja postać dosłownie zamieniła się w wielkiego bydlaka, z zalążków wyrosły dodatkowe wielkie łapy. Ostatkiem woli udało mi się opanować rozjuszoną bestię, w jaką zamienił się mój bohater i dzielnie pomogłem w odparciu najeźdźców. Gdy dzieło było skończone… kusznicy mnie zastrzelili. Nie miałem żalu, bo grać taką postacią i tak było ciężko. Wzruszające było to, że reszta postaci modliła się za duszę mojego bohatera co pozwoliło mu uniknąć losu wyznawców chaosu (w szeregi których się nie zaliczał, żeby nie było).

Tym jakże wesołym akcentem chciałbym zakończyć dzisiejszy wpis.