czwartek, 8 sierpnia 2013

Karnawał Blogowy #46: Ile systemów?

Gospodarzem czterdziestej szóstej edycji Karnawału Blogowego jest Pafnucy prowadzący warhammerowy blog Pafhammer, a tematem tej edycji, co zresztą widać po tytule notki jest „ile systemów?”.

Gdybym moją opinię na ten temat bazował tylko na liczbie podręczników stojącej na moich półkach, bez wahania odpowiedziałbym „jak najwięcej!”. Jednak zagadnienie to nie jest  aż takie proste jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Gdybym odpowiedział „jak najmniej!”, wyszedłbym zaś na hipokrytę, bo sam wspieram nie tylko te systemy, które już dobrze znam i w które grałem już wielokrotnie, zdarza mi się sprawić sobie podręcznik do jakiejś gry, o której nigdy wcześniej nie słyszałem.

Sądzę, że najbardziej zgodną z moimi przekonaniami odpowiedzią na pytanie postawione w tytule będzie: tyle ile drużyna będzie w stanie wykorzystać i/lub podźwignie portfel. Pierwsza część dedykowana jest dla pragmatyków, druga dla kolekcjonerów takich jak ja.

Czemu tyle ile drużyna będzie w stanie wykorzystać? Cóż, to dość proste. Każda grająca razem grupa ludzi będzie miała pewne zainteresowania wspólne, ale część rzeczy fajnych dla indywidualnych graczy nie będzie fajna dla grupy jako całości. Dlatego też taka grupa będzie grała pewnie tylko w te systemy, które kręcą ich wszystkich (bądź wszystkie), pomijając te, które bawiłyby tylko jedną lub dwie osoby. Jeśli pragmatyczny MG gra tylko z jedną grupą ludzi, pewnie uda mu się zawęzić liczbę systemów do trzech (a jak ma bardzo mocno sprofilowaną grupę, to może nawet i jednego) i dzięki temu uniknie znacznych nakładów finansowych (zakładając, że podręcznik lub podręczniki w tej czy innej formie kupi), zachowa też trochę miejsca w pokoju. Nie ma co się oszukiwać, zwykle w grupie grających tylko MG ma dostęp do podręczników (chyba, że są one dość tanie albo współgracze też czasami prowadzą, wtedy zdarza się kilka kopii na drużynę, ale to dość rzadkie przypadki).

Podejście to ma także kilka innych zalet. Mistrz Gry i gracze muszą się zapoznać z mniejszą ilością informacji settingowych i opanować mniejszą liczbę mechanik. Innymi słowy, zdejmuje część pracy z barków grających. Dużo łatwiej jest zapamiętać smaczki i ciekawostki z garści systemów niż z całej ich plejady.

Drugą część, czyli tyle ile podźwignie portfel rozumieć można dwójnasób. Jeśli zasobność naszego portfela nie jest zbyt dużo, znaczyć to będzie „jak najmniej”. Jeśli zaś możemy sobie pozwolić na wydanie często niemałych pieniędzy na podręcznik, z którego być może nawet nigdy nie skorzystamy (ze względu na preferencje graczy albo wręcz nasze własne, jeśli okazuje się, że w jakiś system chętnie byśmy zagrali, ale nie ma osoby zdolnej do poprowadzenia go), wtedy możemy kupować „jak najwięcej”. Oczywiście nie znaczy to, żeby kupować wszystko jak leci. Warto znać swoje gusta. Przykładowo, patrząc po moich półkach z podręcznikami, widzę na nich sporo podręczników do horrorów, jeszcze więcej do różnego rodzaju gier fantasy i trochę bliskich systemów przyszłościowych (czy to Interface Zero, Neuroshima czy też ostatnio zakupiony CthulhuTech). Brak na nich twardego sf, gier indie jest dużo mniej niż bym chciał. Wiem, że pewnie części z tych gier nie uda mi się nigdy poprowadzić, ale podręczniki te przydadzą się tak czy inaczej jako źródło inspiracji lub po prostu fajnych grafik.


Podsumowując: kupujcie tyle podręczników ile chcecie i na ile pozwoli Wasz portfel (pomimo że to są często dwie rozłączne rzeczy). I morał wzięty zupełnie znikąd: nie jest ważne w ile systemów się gra, ważne, żeby grać w ogóle.

Brak komentarzy: