poniedziałek, 3 października 2011

Pogodzenie się z Wolsungiem

© 2010 Cris Ortega
W internecie nie ma zbyt wielu moich opinii na temat Wolsunga. Spowodowane było to tym, że nie dałem rady przeczytać podręcznika, nie spodobał mi się i uznałem, że nie lubię tej gry. Ale nie byłem hejterem, moim postanowieniem było nie siać fermentu ani nie wszczynać flejmów( bo i po co?). Aczkolwiek, jeśli ktoś mnie pytał na ten temat, nie miałem żadnych oporów, przed wyrażeniem swojej opinii. Na moim pierwszym konwencie, na prelekcji Gramela kiedy padło hasło Wolsung, powiedziałem do przyjaciółki, że nie lubię tego systemu. Nie byłem wtedy świadom, że za mną siedział Garnek. Zorientowałem się, kiedy ten odwrócił się do mnie na chwilę i miał minę, jakbym mu zaszlachtował rodzinę. Ale wyglada na to, że na szczęście zapomniał. A przynajmniej nie zrobił mi krzywdy na Polconie.
W każdym razie byłem negatywnie nastawiony do tego systemu. Nie dałem rady przebrnąć przez tworzenie postaci, jakoś odrzucała mnie koncepcja i kiedy się okazało, że kumpel prowadzi Wolsunga dość regularnie powiedziałem, że nie chcę w to grać i tak.

Potem był obóz, a na obozie LARPy. Jeden z nich w konwencji wolsungowej. Dostałem postać, która nie miała swoich "wątków fabularnych"( tak quest wygląda dużo ładniej), więc starałem się po prostu wczuć i elf, którego dostałem stał się jedną z moich ulubionych postaci larpowych( dodajmy, że był ekstrawagancki i wychodził z założenia, że jako arystokracie wszystko mu wolno).

Po powrocie do domu napisałem więc kumplowi, że o ile dalej nie lubię tego systemu, to ma jedną, jedyną szansę na przekonanie mnie do niego. Oczywiście za pomocą sesji, i to z wykorzystaniem mechaniki, żeby nie było, że skoro lubię tylko styl prowadzenia, to i system też.

No i zagraliśmy. I Wolsung dostaje ode mnie okejkę. Nigdy nie będzie to mój ulubiony system. Ba! Nie będzie nawet w czołówce. Ale dam radę w niego grać bez wzdragania się i czekam na kolejne sesje zastanawiając się co jeszcze może spotkać moją postać i jakie fajne gadżety dla niej wykupię.

Muszę przyznać, że mechanika mi się spodobała. Jest dość prosta, ale pozwala na optymalizację postaci. Mechanika wykładania kart i korzystania ze sztonów jest ciekawa. Atrybuty i umiejętności fajnie rozwiązane. A osiągnięcia i gadżety? Super sprawa. Nie ma opcji, żeby gadżet trwale zginął( innymi słowy, mój pies-gadżet jest bezpieczny!), więc najfajniejsze elementy postaci są właściwie nieruszalne.

Jeśli chodzi o świat, to starając się przebić po sesji przez podręcznik, mogę stwierdzić, że takie podejście do jego kreacji jest całkiem, całkiem. Od razu wiadomo w jakie klimaty uderza dane państwo i czego się spodziewać po sesji w nim i po postaciach z niego pochodzących.

Chociaż język podręcznika dalej mi przeszkadza. Jest dość toporny i ciężko mi się to czyta. Może jeśli( albo kiedy) wyjdzie nowa edycja to coś się zmieni? Pożyjemy, zobaczymy. A ja przestałem mieć wrażenie, że pieniądze wydane na tę książkę to były pieniądze, które mogłem wydać inaczej.

Kończąc ten przydługi wywód, od momentu ukazania się obecnej wersji Wolsunga mój stosunek do tego systemu mocno się zmienił. Od niechęci, przez niechętną akceptację( w końcu wziąłem udział w LARPie i sam stwierdziłem, że dawało radę), po trwające teraz życzliwe zainteresowanie. Do tego prowadzi stwierdzenie: spróbuję dać tej grze szansę.

PS. Obrazek oczywiście nie przedstawia mojej postaci( gram zawsze BG będącymi przedstawicielami mojej własnej płci), nie pochodzi też z podręcznika... W którym oprócz kilku średnich i sporadycznych fajnych ilustracji większość to szkaradne potworki.

Brak komentarzy: